Stefański: Gliwice zasługują na dobrą koszykówkę
2018-04-07
- Cieszę się, że wielu latach mojej przygody z koszykówką będę miał okazję zagrać w rodzinnym mieście. Losy GTK śledziłem od dawna i bardzo dobrze się stało, że w końcu trafili do ekstraklasy - zaznacza Marcin Stefański, który jest wychowankiem Carbo Gliwice, a od dziewięciu lat podporą naszego najbliższego rywala, Trefla Sopot.GTK: Praktycznie całą karierę seniorską spędził pan poza Gliwicami, aż w końcu nadarzy się okazja, by zagrać w rodzinnym mieście.
Marcin Stefański: Nie ukrywam, że bardzo się z tego powodu cieszę. Kibicowałem GTK jeszcze kiedy grali w I lidze i teraz również darzę sympatią ten klub. Oczywiście w najbliższym meczu, nie mogę za nich trzymać kciuków, bo to mój zespół musi wygrać, ale w pozostałych grach sercem jestem z nimi. W Gliwicach mają wszystko, by koszykówka była na wysokim sezonie. Na ukończeniu jest wspaniała hala, który zdecydowanie podniesie komfort nie tylko gry, ale przede wszystkim dla kibiców. Klub jest prowadzony przez bardzo dobrego prezesa, jakim bez wątpienia jest Jarosław Zięba. Znam go jeszcze z czasów, kiedy występowałem w rodzinnym mieście i już wówczas wykazywał talent organizacyjny.
GTK: Trefl podchodzi do meczu z nożem na gardle i musi wygrać, jeśli chce zagrać w play off. GTK swój cel już osiągnęło. Może mieć to wpływ na wynik meczu?
MS: Dla nas to najważniejszy mecz sezonu. Zresztą już kolejny, bo od dłuższego czasu gramy pod presją. Mamy bardzo trudny terminarz i akurat mecz z GTK, przynajmniej na papierze, wydaje się być tym nałatwiejszym. To może być jednak złudne, bo gliwiczanie, szczególnie u siebie, pokazali już kilka razy, że potrafią wygrywać z lepszymi. Byłem też pod wrażeniem występu w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie przecież do samego końca mieli szanse na zwycięstwo. Tak to już jednak jest, kiedy gra się bez presji. Wychodzą czasami wóczas rzeczy, które w sytuacjach stresowych z góry skazane są na niepowodzenie.
GTK: W Gliwicach zabraknie Jonathana Williamsa, który był najlepszym strzelcem zespoły w pierwszym meczu w Sopocie. To dla was duży handicap?
MS: To z pewnością bardzo wartościowy zawodnik. Swoje wysokie umiejętności potwierdził w ostatnich czterech spotkaniach. Nie przeceniałbym jednak roli jednego koszykarza. Tak to już zwykle bywa, że w takich sytuacjach szanse otrzymuje ktoś inny i robi wszystko, by jak najlepiej się zaprezentować. GTK nie musi więc na tym stracić, bo paradoksalnie Polak, który go zastąpi może się okazać czarnym koniem i akurat w meczu przeciwko nam zagrać bardzo dobre zawody. Dlatego też traktujemy każdego zawodnika rywala z należytym szacunkiem i nikogo nie zamierzamy lekceważyć.
GTK: Dużo zamówił pan biletów dla bliskich?
MS: Tylko dla rodziny, bo gdybym chciał zaprosić wszystkich znajomych, to obawiam się, że na Łabędziu mogłoby zabraknąć biletów (śmiech). Liczę na to, że kilka osób z którymi się znam z dawnych lat, także pojawi się na miejscu.
GTK: Zostawmy bieżące sprawy. W 2001 roku Carbo Gliwice zostaje mistrzem Polski juniorów, a pan wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju finałowego. Od tego momentu kariera Marcina Stefańskiego nabiera rozpędu. Wspomina pan czasem tamto wydarzenie?
MS: Nie może być inaczej. Zresztą trener ówczesnej drużyny, Roman Kraczla, co jakiś czas wrzuca dla przypomnienia na facebook'u zdjęcia z tamtego okresu i trzeba przyznać, że łezka kręci się w oku. Niestety, ostatnio zorientowałem się, że jestem już jedynym zawodnikiem z tamtego okresu, który nadal występuje na parkiecie. Swego czasu bardzo dobrze prezentował się też Artur Donigiewicz. Warto też wspomnieć o Łukaszu Koperze, który choć nie gra, to nadal realizuje się przy koszykówce i odgrywa ważną rolę w GTK. Utrzymuję też kontakt z Łukaszem Kosmowskim, który mam nadzieję pojawi się na meczu.