Cołkiym nowe GTK! Ślunsko relacyjo ze szpilu GTK Gliwice - King Szczecin
2018-11-28
W piątkowy wieczór wybrali my się po roz kolyjny do schronu w Gliwicach, kaj GTK mioło się zmierzyć z KINGiem Szczecin. Jak donosiły krajowe oraz międzynarodowe media to mioło być już zupełnie inne GTK. Solidne wzmocnienia w postaci Jakuba Dłoniaka oraz Desmonda Washingtona mioły sprawić, że gliwicko machina w końcu wciepnie łodpowiedni bieg i niy bydzie to wsteczny (jak w łostatnich szpilach). Sztab szkoleniowy zrezygnowoł z Tanela Kurbasa oraz Briana Dawkinsa, kerym życzymy powodzenio w dalszyj karierze. Krążyły plotki, że i Riley LaChance moge nos opuścić ale na szczęście nikaj się tyn karlus niy wybiero.
Pełni nadziei ale tyż obaw, związanych z ostatnimi szpilami, zasiadomy przy linii bocznej. Po bezowocnym poszukiwaniu podłączenio do sztromu zaczynomy obserwacyjo tygo co za chwila mioło się wydarzyć na parkiecie.
Uprzedzając trocha fakty: działo się fest dużo. Już samo rozgrzewka wyglądała jakby inaczyj. Nosze wyrobniki naładowane energią i zaangażowane w kożde ćwiczenie. Nawet Dodd, kery tytanem pracy w tym fragmencie szpilu nigdy niy był, porzucił swoje ulubione ćwiczenia czyli przysiady bez uginanio nóg w kolanach oraz spirnty z pominięciem fazy biegu. Dla co bardzij wnikliwych obserwatorów musioł to być niy lada szok. Kolyjne zaskoczenie: gromy w obronie od piyrwszych sekund! Tym razem nosze rzemieślniki postanowiły zaangażować się w ta nudniejszo część czornygo basketu. Efekt? Noszym zdaniem piorunujący w końcu Damonte dwie skuteczne akcje w obronie pod rząd, ostatni roz zaliczył grając w NBA Live 2000. Aby niy popadać w zbytnio euforia chwila późnij odpolił tako cegła z półdystansu, że Kołczowi „T” odebrało mowa i chyba ochota do życio. Kacper Radwański - człowiek energia po kożdyj stronie parkietu. Jeśli zamierzocie stworzyć własny napój energetyczny to koniecznie łon musi go reklamować. Cało kwarta wygrywomy 22:15, piyrwsze minuty zaliczają debiutanci a Riley w końcu moge grać na pozycji, do keryj jest stworzony czyli rzucającego obrońcy. Kawał dobrego, czornego basketu i goście niy bardzo wiedzieli co się dzieje.
W drugiyj odsłonie zaczynomy jeszcze mocnij. Desi Washington, oprócz opaski tenisisty, kero oblekł na opak, pokozoł, że jest w stanie zdobywać punkty z kożdygo placu. Jakby mu dać bal na parkingu przed halą to tyż by tripla sieknął. Zresztą po kilku jego rzutach Myless Mack poczerwienioł na twarzy co niy było takie łatwe do wychwycenio. Całkiem fajne współpracowoł z Doddem, kery jednym wsadem prawie ściepnął z ziców chopców od wycieranio parkietu. Wynik 31:17, spokojne prowadzenie, spokojny Kołcz Turkiewicz (ja, dobrze widzicie), szpil pod kontrolą i…nagle wracomy do starych zwyczajów. Dużo słabszo obrona, rzuty przestały wpadać i roztrwaniomy cało przewaga. Spokój Kołcza minął równie gibko jak się pojawił i w przerwie nosze wyrobniki niy mają co liczyć na poklepywanie po ramieniu.
Trzecio kwarta rozpoczynomy nerwowo. Roz trefiomy my, roz Paprykorze. W pewnym momencie udaje im się wylyź na prowadzenie co sprawio, że fani zgromadzeni w schronie mają okazjo zoboczyć Kołcza Turkiewicza takiygo, jakieygo kochają nojbardzij. Jednak już po chwili „Klay Thompson ze Gliwic” czyli Riley, zdobywo seria punktów co doło nom sygnał do ataku. Co wiencyj, zaś zaczynomy bronić. Defense, jaki my pokozali w tym fragmencie był nojlypszy w noszym wykonaniu łod początku sezonu. Po przebudzeniu spadomy na KINGa jak bomba atomowo i niy bieremy jeńców. Kożdy gracz po noszyj stronie wnosi coś pozytywnygo a kibice z młyna jak zawsze stają na wysokości zadanio.
Łostatnio kwarta szłoby cało oglądać na wdechu. Desi trefio z fest ekwilibrystycznych pozycji a chwila późnij to samo robi…Dodd! Prawdopodobnie oznaczo to gibki koniec świata. Wyłazi nom prawie wszystko a ostatnio minuta wyrobniki graja przy oklaskach na stojąco ze strony widowni. Muszemy przyznać, że i nom udzieliła się atmosfera i zamiast pisać te głupoty bijemy brawo.
Pełni nadziei ale tyż obaw, związanych z ostatnimi szpilami, zasiadomy przy linii bocznej. Po bezowocnym poszukiwaniu podłączenio do sztromu zaczynomy obserwacyjo tygo co za chwila mioło się wydarzyć na parkiecie.
Uprzedzając trocha fakty: działo się fest dużo. Już samo rozgrzewka wyglądała jakby inaczyj. Nosze wyrobniki naładowane energią i zaangażowane w kożde ćwiczenie. Nawet Dodd, kery tytanem pracy w tym fragmencie szpilu nigdy niy był, porzucił swoje ulubione ćwiczenia czyli przysiady bez uginanio nóg w kolanach oraz spirnty z pominięciem fazy biegu. Dla co bardzij wnikliwych obserwatorów musioł to być niy lada szok. Kolyjne zaskoczenie: gromy w obronie od piyrwszych sekund! Tym razem nosze rzemieślniki postanowiły zaangażować się w ta nudniejszo część czornygo basketu. Efekt? Noszym zdaniem piorunujący w końcu Damonte dwie skuteczne akcje w obronie pod rząd, ostatni roz zaliczył grając w NBA Live 2000. Aby niy popadać w zbytnio euforia chwila późnij odpolił tako cegła z półdystansu, że Kołczowi „T” odebrało mowa i chyba ochota do życio. Kacper Radwański - człowiek energia po kożdyj stronie parkietu. Jeśli zamierzocie stworzyć własny napój energetyczny to koniecznie łon musi go reklamować. Cało kwarta wygrywomy 22:15, piyrwsze minuty zaliczają debiutanci a Riley w końcu moge grać na pozycji, do keryj jest stworzony czyli rzucającego obrońcy. Kawał dobrego, czornego basketu i goście niy bardzo wiedzieli co się dzieje.
W drugiyj odsłonie zaczynomy jeszcze mocnij. Desi Washington, oprócz opaski tenisisty, kero oblekł na opak, pokozoł, że jest w stanie zdobywać punkty z kożdygo placu. Jakby mu dać bal na parkingu przed halą to tyż by tripla sieknął. Zresztą po kilku jego rzutach Myless Mack poczerwienioł na twarzy co niy było takie łatwe do wychwycenio. Całkiem fajne współpracowoł z Doddem, kery jednym wsadem prawie ściepnął z ziców chopców od wycieranio parkietu. Wynik 31:17, spokojne prowadzenie, spokojny Kołcz Turkiewicz (ja, dobrze widzicie), szpil pod kontrolą i…nagle wracomy do starych zwyczajów. Dużo słabszo obrona, rzuty przestały wpadać i roztrwaniomy cało przewaga. Spokój Kołcza minął równie gibko jak się pojawił i w przerwie nosze wyrobniki niy mają co liczyć na poklepywanie po ramieniu.
Trzecio kwarta rozpoczynomy nerwowo. Roz trefiomy my, roz Paprykorze. W pewnym momencie udaje im się wylyź na prowadzenie co sprawio, że fani zgromadzeni w schronie mają okazjo zoboczyć Kołcza Turkiewicza takiygo, jakieygo kochają nojbardzij. Jednak już po chwili „Klay Thompson ze Gliwic” czyli Riley, zdobywo seria punktów co doło nom sygnał do ataku. Co wiencyj, zaś zaczynomy bronić. Defense, jaki my pokozali w tym fragmencie był nojlypszy w noszym wykonaniu łod początku sezonu. Po przebudzeniu spadomy na KINGa jak bomba atomowo i niy bieremy jeńców. Kożdy gracz po noszyj stronie wnosi coś pozytywnygo a kibice z młyna jak zawsze stają na wysokości zadanio.
Łostatnio kwarta szłoby cało oglądać na wdechu. Desi trefio z fest ekwilibrystycznych pozycji a chwila późnij to samo robi…Dodd! Prawdopodobnie oznaczo to gibki koniec świata. Wyłazi nom prawie wszystko a ostatnio minuta wyrobniki graja przy oklaskach na stojąco ze strony widowni. Muszemy przyznać, że i nom udzieliła się atmosfera i zamiast pisać te głupoty bijemy brawo.
Podusmowując: dla nos to było nojlypsze GTK tygo sezonu. I to niy w starciu ze słaba drużyną ino Kingiem, kery w basket szpilać potrafi. Momentami świetno obrona, zaangażowanie i fajne akcje w ataku - takie szpile w Gliwicach kożdy chce oglądać. Nowi gracze widać, że wniesą sporo dobrygo a i chyba Kołcz w końcu dotarł do głów noszch zawodników. Po szpilu, cały zespół podziękowoł kibicom a Dodd rozdowoł autografy i robił sobie zdjęcia z fanami. Takiyj koszykówy potrzeba na Śląsku! Podsumować to idzie ino w jedyn sposób: GTK, GTK, GTK!!
Redakcyjo