GTK bez szans w starciu z Legią. Prewitt z innej planety
2019-04-20
GTK nie potrafiło znaleźć sposobu na Omara Prewitta. Australijczyk zdobył 32 punkty i był ojcem sukcesu warszawian, którzy po zwycięstwie 84:67 zapewnili sobie udział w play off. Zespół Pawła Turkiewicza będzie jeszcze walczył o 11. miejsce.Przed pierwszym gwizdkiem w roli faworyta stawiano Legię. Warszawianie w dwóch ostatnich kolejkach musieli odnieść jedno zwycięstwo, by awansować do play off. Takiej presji nie mieli zawodnicy GTK, którym pozostała już tylko gra o 11. miejsce. Gospodarze od samego początku pokazywali wysoką determinację i za sprawą Omara Prewitta utrzymywali prowadzenie. Australijczyk zdobył pierwsze osiem punktów dla swojego zespołu, a gliwiczanie nie mieli sposobu na to, by go zatrzymać. Na całe szczęście dobrą dyspozycję w ataku prezentował Kacper Radwański, który albo wchodził pod kosz albo trafiał z dystansu (13:12). Po dobrym początku oba zespoły zaczęły popełniać seryjnie błędy i wynik praktycznie stał w miejscu. Po pierwszych 10 min. gry stołeczny zespół prowadził 18:14 po tym jak dwa rzuty wolne wykorzystał Prewitt.
Po wznowieniu gry miejscowym udało się odskoczyć jeszcze bardziej. Wszystko za sprawą rzutu z dziewięciu metrów Sebastiana Kowalczyka i dobrej skuteczności na linii rzutów wolnych Jakuba Karolaka (23:15). GTK miało sporo problemów w ataku, ale w końcu umiejętnie z zasłony skorzystał Desmond Washington, a potem oglądaliśmy kilka dobrych akcji w wykonaniu Mavericka Morgana (25:23). Legia znów złapała oddech po tym jak z czystej pozycji zza łuku przymierzył Mo Soluade. Gliwiczanie mieli jednak w swoich szeregach Rileya LaChance'a. Snajper gości źle zaczął - od dwóch pudeł - ale kiedy złapał swój rytm nie dało się go już zatrzymać. Jego dwie "trójki" i sytuacyjny rzut po wbiciu się w pole trzech sekund pozwolił podopiecznym Pawła Turkiewicza objąć prowadzenie (30:33). Finisz tej części gry należał jednak do Legii. Jeszcze raz zza łuku trafił Kowalczyk, a potem w jego ślady poszedł Prewitt i warszawianie schodzili na przerwę z zapasem czterech punktów (37:33).
Od początku drugiej połowy GTK starało się dogonić Legię. Skuteczny pod koszem był Morgan, a swoje akcje z powodzeniem kończył także LaChance (42:39). Kiedy jednak kolejny bieg włączył Prewitt ponownie okazało się, że goście nie mają pomysłu jak go zatrzymać. Dwie "trójki" Australijczyka pozwoliły miejscowym odskoczyć na 11 punktów przewagi (52:41). Warszawianie nawet kiedy nie trafiali mieli pod koszem czujnego Keanu Pindera. Drugi z Australijczyków umiejętnie dobijał rzuty kolegów (60:48). W końcowej części tej kwarty dynamiczną akcją z piwotem popisał się Szymon Kiwilsza, a kontrę wykończył Washington (62:53) i gliwiczanie po cichu mogli jeszcze liczyć na nawiązanie walki z rywalem.
Sytuacja jeszcze lepiej wyglądała po pierwszych minutach ostatniej odsłony. Dwa razy z dystansu przymierzył Jakub Dłoniak (64:58) i było już bardzo ciekawie. Niestety, w tym momencie ponownie dał o sobie znać Prewitt. Skrzydłowy Legii najpierw przymierzył zza łuku, a następnie dołożył dwie kolejne skuteczne akcje (71:58). I choć Dłoniak raz jeszcze ukłuł zza linii 6,75 m, to tym samym po chwili odpowiedział Karolak. "Trójkę" trafił także Filip Matczak, a potem popisał się świetną asystą do Pindera, który ściągnął piłkę z dużej wysokości i efektownie zapakował do kosza (80:63). W końcówce dwie skuteczne akcje przeprowadził jeszcze LaChance'a, ale to już nie mogło odmienić losów spotkania. Podopieczni Tane Spaseva wygrali 84:67 i zapewnili sobie udział w play off. Gliwiczanom pozostało oczekiwać na wynik spotkania w Radomiu, a za tydzień powalczyć o zwycięstwo w ostatniej kolejce z Miastem Szkła Krosno.
Legia Warszawa - GTK Gliwice 84:67 (18:14, 19:19, 25:20, 22:14)
Legia: Kowalczyk 8 (2x3), Soluade 3 (1x3), Karolak 17 (3x3), Prewitt 32 (5x3), Patiejew 4 - Pinder 11, Matczak 7 (1x3), Konopatzki 2, Bilbao, Kołodziej, Linowski, Nowerski. Trener Tane SPASEV.
GTK: Washington 4, Radwański 11, Piechowicz 5, Słupiński, Morgan 13 - LaChance 21 (2x3), Dłoniak 8 (2x3), Kiwilsza 5, Mack, Robak. Trener Paweł TURKIEWICZ.