O krok od niespodzianki
2015-11-11
Praktycznie przez cały mecz GTK musiał gonić rywali z Warszawy, ale niewiele zabrakło by w końcówce to gliwiczanie nie tylko wyrównali, lecz nawet zgarnęli komplet punktów. Ostatecznie więcej zimnej krwi zachowali koszykarze Legii i to oni mogli się cieszyć ze zwycięstwa.Podobnie jak w ostatnim meczu z Biofarmem Basket Poznań szansę gry od pierwszych minut otrzymał Piotr Konsek. Tym razem zadecydowanie było trudniejsze, bo naprzeciwko środkowego GTK stanął pierwszy Polak w NBA, czyli Cezary Trybański. Klasa rywala uwidoczniła się dość szybko i center gliwiczan w szybki sposób popełnił trzy przewinienia i musiał usiąść na ławce rezerwowych. Zastępujący go Łukasz Bodych od początku wykazywał sporą ochotę do gry w ataku, a szeroki repertuar jego zagrań spowodował, że goście mieli spory problem z obroną. Niestety, również Bodych miał problemy w defensywie i także w szybki sposób powiększał liczbę przewinień. Spora z nich obu koszykarzom została także odgwizdana w ataku, za rzekome faule przy stawianiu zasłon. Efekt był taki, iż po 17 minutach gry zarówno Konsek jak i Bodych mieli po cztery przewinienia.
Legia praktycznie od samego początku narzuciła swój styl gry. W ataku grała szybko, a w obronie dość agresywnie. Na całe szczęście GTK szybko otrząsło się z pierwszych niepowodzeń i po rzutach Piotra Pluty i Wojciecha Frasia doprowadziło do remisu (9:9). Goście mieli jednak w swoich szeregach niezwykle dobrze usposobionego rzutowo w tym dniu Adama Parzycha, który łącznie trafił aż sześć rzutów z dystansu. Po jego dwóch pierwszych celnych próbach przewaga Legii szybko wzrosła do 13 "oczek" (10:23).
Druga kwarta rozpoczęła się od mocnego uderzenia w wykonaniu koszykarzy GTK. Po dwóch skutecznych akcjach Tomasza Wróbla i "trójce" Kacpra Radwańskiego przewaga gości stopniała do trzech punktów (24:27). Legia jednak znów szybko podkręciła tempo i po celnych rzutach z dystansu Łukasza i Marcela Wilczków obie drużyny znów dzieliła różnica dziewięciu "oczek" (26:35). Wspomniany dystans utrzymywał się już praktycznie do końca pierwszej połowy.
Po kolejnej "trójce" Parzycha na początku trzeciej kwarty Legia prowadziła już 15 punktami (30:45) i wydawało się, że gliwiczanie już się nie podniosą. Sygnał do odrabiania strat dał Hubert Pabian, który po raz pierwszy pojawił się na parkiecie dopiero po przerwie. Kiedy do skrzydłowego GTK dołączył Grzegorz Podulka, który w krótkim odstępie czasu dwukrotnie trafił zza łuku, a celną próbą zza linii 6,75 m popisał się także Radwański przewaga Legii w ekspresowym tempie spadła do siedmiu punktów (51:58). Spokój gościom zapewnili Tomasz Andrzejewski i Łukasz Wilczek, bo dzięki nim warszawianie ponownie prowadzili dziewięcioma "oczkami" (53:64) po 30 minutach gry.
W czwartej kwarcie gospodarze zdecydowanie przyspieszyli, a koszykarze Legii chcąc powstrzymywać akcje rywali w zarodku szybko faulowali. Efektem tego był wyczerpany limit przewinień już po zaledwie trzech minutach gry. W międzyczasie piąty faul popełnił Bodych, który według arbitrów używał w sposób niedozwolony łokci w trakcie próby gry do kosza. Ciężar gry wziął na siebie Pluta, który dzięki doświadczeniu umiejętnie się ustawiał prowokując kolejne nieprzepisowe zagrania ze strony gości. A że celnie wykonywał rzuty wolne, to przewaga stołecznej drużyny szybko zaczęła topnieć. Po dobitce Wojciecha Frasia wynosiła już tylko trzy punkty (71:74). W kolejnej akcji Marcel Wilczek stracił piłkę, a Pluta stanął przed szansą doprowadzenia do remisu, ale jego rzut z dystansu okazał się niecelny. Ten sam zawodnik Legii chwilę później dał jej chwilę spokoju, kiedy znalazł drogę do kosza, a szanse GTK na korzystny rezultat przekreślił Andrzejewski, kiedy po raz trzeci w tym meczu trafił zza łuku. Ostatecznie gliwiczanie przegrali 77:83, choć trzeba przyznać że napędzili sporo strachu faworyzowanemu rywalowi.
Już w najbliższą sobotę GTK zagra w Katowicach z AZS-em AWF-em Mickiewicz-Romus. Początek spotkania o godzinie 18.