Stracona szansa. King lepszy tylko w czwartej kwarcie i całym meczu
2020-01-19
GTK było w Szczecinie lepsze od Kinga w trzech kwartach, ale tą decydującą przegrało wyraźnie i niestety też cały mecz 86:80. Gospodarze mieli w swoich szeregach Bena McCauleya, a ten w ostatniej odsłonie zdobył aż 16 punktów i dał swojej drużynie zwycięstwo. Początek meczu był niezwykle obiecujący dla gliwiczan. Proste błędy miejscowych udało się zamienić na szybkie ataki, a dzięki tym GTK od razu odskoczyło i po niewiele ponad minucie gry prowadziło już różnica pięciu punktów (0:5). To tylko rozzłościło szczecinian, którzy szybko poprawili swoją dyspozycję. Piłka powędrowała do Adama Łapety, a potężny środkowy Kinga już wiedział co z nią zrobić i skończyło się akcją 2+1. Thomas Davis skutecznie zablokował Paytona Hensona, a następnie sam wykończył akcję. Wreszcie zza łuku przymierzył Dustin Ware i zrobiło się 8:5. Kiedy raz jeszcze błysnął Davis było już 16:9 i zanosiło się na to, że zespół Łukasza Bieli złapał właściwy rytm i będzie sukcesywnie budował przewagę. Do końca pierwszej kwarty pozostawało w tym momencie pięć minut, ale jak się później okazało, licznik gospodarzy zatrzymał się na bardzo długi okres czasu. Od teraz brylowali już tylko przyjezdni. Sygnał do ataku dał Brandon Tabb, który długo się nie zastanawiał i w swoim stylu odpalił "trójkę". Rozkręcił się też Joe Furstinger, który nie tylko zdobywał kolejne punkty, ale tez popisywał się skutecznymi zagraniami w defensywie. Ostatecznie koszykarze Pawła Turkiewicza schodzili na pierwszą przerwę mając w zapasie cztery "oczka" (16:20), a mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie pudła z linii rzutów wolnych Kacpra Radwańskiego i Tabba.
Po wznowieniu gry raz jeszcze dobrze spisał się Furstinger, ale odpowiedź Clevelanda Melvina była jeszcze lepsza. Amerykański skrzydłowy najpierw przymierzył zza łuku, a po chwili dobił niecelny rzut Mateusza Bartosza (21:22). Po drugiej stronie parkietu tym razem Furstinger zamienił się w asystenta, a akcję sfinalizował Henson. King w końcu jednak dopiął swego, a w roli głównej ponownie wystąpił Melvin. Jego trafienie zza łuku doprowadziło do remisu (26:26). GTK ponownie objęło prowadzenie, bo skuteczny na linii rzutów wolnych był Mateusz Szlachetka, a wsadem popisał się Furstinger. Kolejny zryw szczecinian pozwolił im na chwilę wrócić na prowadzenie, po tym jak akcję wykończył Ware (32:31). Od tego momentu trwała już naprzemienna wymiana ciosów, ale końcówka ponownie należała do GTK. Najpierw punkty zdobył Mondy, a następnie faulowany Dawid Słupiński z zimna krwią wykorzystał oba rzuty wolne (37:42).
W przerwie meczu w szatni Kinga z pewnością nie było zbyt wesoło, ale trener Łukasz Biela umiał w ciągu tych kilku minut trafić do swoich zawodników. Ci po powrocie na parkiet zagrali z dużo większą determinacją i w szybkim tempie nie tylko odrobili straty, ale tez objęli prowadzenie. Przebudził się BenMcCauley, a "trójki" Davisa i Pawła Kikowskiego spowodowały, że na tablicy wyników pojawił się rezultat 45:42. GTK raziło nieskutecznością, a kiedy Davis przechwycił piłkę i zamienił to na kolejne punkty szkoleniowiec gości nie miał wyjścia i poprosił o przerwę na żądanie. I gospodarze, a konkretnie Kikowski trafili raz jeszcze z dystansu, a potem pojawił się problem doskonale znany z pierwszej kwarty i kolejny przestój. Gliwiczanie nie zamierzali zmarnować tej okazji i choć nadal mieli problem ze skutecznością - również z linii rzutów wolnych - to dzięki ofensywnym zbiórkom mozolnie odrabiali straty. Wreszcie do remisu doprowadził Tabb, a następnie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Kwartę kolejny raz zakończył Słupiński, tym razem dobijając niecelny rzut zza linii 6,75 m Łukasza Diduszki (52:58).
Sytuacja Kinga była trudna, ale nie beznadziejna. A w takich momentach sprawdza się zwykle wartość liderów. Ci ze Szczecina wiedzieli co mają robić i choć chwilę po wznowieniu gry, Słupiński świetnie wymusił stratę Kikowskiego, to już w kolejnych akcjach czołowi zawodnicy w talii trenera Łukasza Bieli wiedzieli co mają robić. Skuteczny był McCauley, popularny "Kiki" trafił "trójkę", a do remisu doprowadził Ware (61:61). GTK ponownie było bliżej zwycięstwa za sprawą akcji Duke'a Mondy'ego i Tabba, ale trafienia zza łuku Ware'a i McCauleya wyprowadziły gospodarzy na prowadzenie (67:64). Ten ostatni w czwartej kwarcie był nie do powstrzymania i w decydujących fragmentach praktycznie wszystkie piłki wędrowały do niego. Gliwiczanie walczyli do końca, po trafieniach zza łuku Hensona i Tabba doprowadzili do remisu (72:72), a przez moment byli nawet na prowadzeniu, po tym jak wejście pod kosz Szlachetki wykończył Słupiński (73:74). Cóż z tego, skoro po chwili "trójkę" przymierzył McCauley, a następnie popisał się akcją 2+1 (79:74). Sytuację próbował ratować Mondy, ale to nie był jego dzień. Tym razem amerykański rozgrywający nie rozgrywał tak dobrej partii jak w Dąbrowie Górniczej, a kolejne błędy i niecelne rzuty ostatecznie pogrzebały szanse GTK na korzystny rezultat w Szczecinie. Zwycięstwo gospodarzy przypieczętował Davis, który choć tradycyjnie w cieniu gwiazd Kinga, to jednak wykonał kawał solidnej roboty. Palma pierwszeństwa oczywiście należy się McCauleyowi, który zdobywał 16 "oczek" tylko w czwartej kwarcie.
Po serii trzech gier wyjazdowych GTK wraca do domu. Najbliższym rywalem Asseco Arka Gdynia, a mecz odbędzie się 26 stycznia o godz. 19.30.
King Szczecin - GTK Gliwice 86:80 (16:20, 21:22, 15:16, 34:22)
King: Dustin Ware 14 (3x3), Paweł Kikowski 14 (3x3), Thomas Davis 15 (1x3), Ben McCauley 25 (2x3), Adam Łapeta 3 - Cleveland Melvin 13 (2x3), Jakov Mustapić 2, Mateusz Bartosz, Maciej Kucharek, Dominik Wilczek. Trener Łukasz BIELA.
GTK: Duke Mondy 8, Brandon Tabb 18 (4x3), Payton Henson 17 (1x3), Łukasz Diduszko 5 (1x3), Joe Furstinger 16 - Dawid Słupiński 6m Mateusz Szlachetka 5, Kacper Radwański 3, Milivoje Mijović 2. Trener Paweł TURKIEWICZ.